wtorek, 16 lipca 2013

Never give up!

Odkąd skończyłam Insanity strasznie się rozleniwiłam. Zrobiłam sobie tydzień przerwy, później z doskoku ćwiczyłam, nie ćwiczyłam. Miałam od czerwca ułożyć konkretny plan, ale na planowaniu się skończyło. Czasem pobiegałam, czasem rolki, czasem jakieś ćwiczenia i tak zleciało. W lipcu zaczęłam skakać na skakance (3x w tygodniu miało być minimum i na minimum się skończyło). Do tego sporadycznie rolki, rower, bieganie. Zaczęłam się źle czuć, nie miałam powera. Coś brakowało.
W ubiegły piątek (a podobno zły początek) mówię sobie, co mi tam - zrobię turbo. Zrobiłam, bez zadyszki, co prawda zlana potem ale z uśmiechem na twarzy skończyłam. Wieczorem jeszcze pobiegałam 20 minut. Na drugi dzień czułam, że żyję. Tak tak! Zakwasy :) To na dokładkę w sobotę też się poTURBOwałam :) W niedzielę miałam day-off. Tego mi było trzeba. Naprawdę!

Pogoda troszkę się popsuła - DAJCIE MI SŁOŃCE ZNÓW!


12 komentarzy:

  1. ooo tak słoneczko znowu by się przydało:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie fantastyczne te serduszka:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze jest od czasu do czasu się poTURBOwać ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Po Ewce miałaś lepsze efekty niż po Insanity? Ja troszkę też się rozleniwiłam ostatnio, nie mam w rodzinnej miejscowości możliwości biegania, dlatego chciałam własnie zacząć ćwiczyć z Ewą, ale zastanawiam się czy lepiej zacząć od TURBO czy od KILLERA?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się zdziwiłam jak skończyłam Insanity ale jestem dumna, że udało mi się sprostać wyzwaniu:) ja wole turbo od kilera, kiler jak dla mnie jest za nudny ;)

      Usuń
  5. każdy dzień jest dobry żeby zacząć od nowa. a nawet każda chwila, nawet teraz! ja od ewki zaczynałam juz prawie rok temu, teraz nie moge żyć bez sportu :)
    wpadnij so mnie w wolnej chwili :) just-do-it-with-me.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. śliczna góra od kostiumu! mogę wiedzieć gdzie kupiłaś? :)

    OdpowiedzUsuń