środa, 27 lipca 2016

SPARTAN RACE SUPER | KRYNICA 2016

Grecja ma swoją Spartę, Polska ma… Krynicę-Zdrój! Bez dwóch zdań. Kto się ze mną nie zgadza, ten śmiało może wsiąść do pociągu byle jakiego i odjechać w siną dal. Kto podziela moje zdanie ten z pewnością w zeszły weekend brykał po Jaworzynie i przeklinał pod nosem, że to ostatni raz i że więcej w taką głupotę nie da się wciągnąć.


Nie wiem czy ktoś z Was pamięta mój zeszłoroczny debiut na dystansie Super. Jeśli nie tutaj możecie odświeżyć informacje. Przeczytajcie szybko, a ja zamknę oczy na chwilę, bo jakoś tak średnio lubię wracać do tamtego momentu… Już? To jedziemy dalej!

W tym roku obiecałam sobie, że choćby nie wiem co to NIE DAM SIĘ ZŁAMAĆ! Że jeśli trasa będzie podobna i znowu przyjdzie mi stanąć oko w oko z TYM zajebiście ciężkim podejściem to zacisnę zęby, krzyknę: AROOO! i step by step będę cisnąć pod górę. Jak zaplanowałam – tak zrobiłam! Powoli, ale bez chwili zatrzymania zdobyłam szczyt. Szynka mnie trochę bolała, słońce paliło nawet przez filtr 50 ale walczyłam, dzielnie walczyłam!

Choć w podejściach jestem słaba jak barszcz to na zbiegach sporo nadrabiałam, dzięki czemu kilkukrotnie mijałam się na trasie ze znajomymi, którzy uciekali mi pod górkę. W potoku ostrożnie, ale z gracją rączej łani przeskakiwałam z kamyka na kamyk i łyknęłam kilka płotek.

Trasa różniła się nieco od tej z roku poprzedniego, ale choćby w przyszłym roku miała być taka sama to ja się na to piszę! Krynica na stałe wpisała się do mojego kalendarza startów i jeśli nawet organizatorom coś strzeli do głowy by zrezygnować z tego miejsca to przyjadę i sama pobiegnę, o!


Nie ulega wątpliwości i po każdym Spartanie utwierdzam się w przekonaniu, że jestem Januszem, wróć – królową burpees. I jak na królową przystało zrobiłam ich 180 – słownie – sto osiemdziesiąt! Nie wspomnę już o tym, że dzień wcześniej na Hurricane zrobiłam ich chyba pierdyliard.

Już nie będę się rozwodzić nad tym jakie złe emocje mną miotały i jaka sfrustrowana byłam przez nieuczciwych Spartan [przecież to brzmi jak oksymoron!]. Już swą gorycz wylałam w niedzielę na gorąco po biegu, wystarczy. Napiszę tylko tyle: Weźta się zastanówta po co biegata!

A! Jest jeszcze coś o czym Wam muszę powiedzieć – wstąpiłam w szeregi Husarii i w niedzielę po raz pierwszy startowałam pod ich szyldem! Podczas weekendu w Krynicy miałam okazję poznać sporo osób z Teamu i wiecie co? Są niesamowicie fajną ekpią! Możecie im powtórzyć, że ich obgadywałam!

Podsumowując, to był wyjątkowy weekend! Cieszę się, nie tylko ze startów [a zrobiłam dwa – Hurricane Heat i Super], ale w głównej mierze z tego, jak wspaniałych ludzi mam dookoła siebie. Kto był – ten wie. Dziękuję!


Ściskam i zgniatam,
Skrzynka.

wtorek, 26 lipca 2016

SPARTAN RACE HURRICANE HEAT | KRYNICA-ZDRÓJ PL 2016

Nie chodzi o to jak szybko będziesz na mecie. To będzie test nie tylko siły fizycznej, ale i psychicznej. Załóż czarne ubrania, weź ze sobą nóż, możesz wziąć wodę, żele. Widzimy się o świcie... Gotów na nową przygodę? Zaczynamy Spartan Race Hurricane Heat!

Rześki poranek, górskie powietrze i kilkadziesiąt osób zebranych w tym samym celu - zmierzyć się z kolejnym wyzwaniem i ukończyć następny szczebel spartańskiej piramidy. 
Hurricane Heat z bieganiem ma niewiele wspólnego. Opiera się na pracy w zespole, pomocy jeden drugiemu, pokonywaniu własnych słabości i przekraczaniu barier. Podstawą HH jest Etos Wojownika (WARRIOR ETHOS) składający się z 23 wyrazów, które tworzą cztery podstawowe zasady: 

I WILL ALWAYS PLACE THE MISSION FIRST.
I WILL NEVER ACCEPT DEFEAT.
I WILL NEVER QUIT.
I WILL NEVER LEAVE A FALLEN COMRADE.

Na dzień dobry dostaliśmy kawał drewna, na którym wyryliśmy swoje imię, i który towarzyszył nam przez cały bieg. Później czekał na nas szereg zadań do wykonania w kilkuosobowych teamach - wnoszenie tarczy Spartan Race pod strome zbocze, bear crawl po stoku z oponą na plecach, przysiady, burpees z tą samą oponą, pokonywanie przeszkód, kolejna porcja burpees, trzymanie planka dopóki ostatnia drużyna nie dotrze do wyznaczonego miejsca, przenoszenie bali drewna stojąc po kolana w górskim potoku, czołganie się w błocie etc.


Gdzie byłaś dziewczynko jak wzrost rozdawali?

Brzmi hardkorowo, prawda? Otóż wcale tak ciężko nie było. Myślałam, że sobie nie poradzę, że odpuszczę, że nie ukończę. Choć powiem szczerze, jak już byliśmy w miejscu gdzie przewidziana była meta, a dla nas kolejne zadanie to pomyślałam, że to żart i chyba komuś słońce za mocno przygrzało. Przeszło mi przez myśl, że pierdole nie robię, ale tak samo jak szybko myśl się pojawiła tak szybko mnie opuściła. No i co - ukończyłam! 
Był to pierwszy Hurricane Heat zorganizowany w Europie. Cieszę się, że mogłam wziąć w nim udział, przekonać się jak to wygląda w praktyce. Niektóre zadania kojarzyły mi się z treningiem BUD/S. Trochę się czułam jak komando-foka jak kazano nam siedzieć po szyję w lodowatej wodzie, później trzaskać burpees, sprintem zasuwać pod górę, kolejne burpees, sprintem w dół, do wody i kolejna seria. Cała idea bardzo mi się podoba - popychanie do granic możliwości, udowadnianiue sobie, że mogę więcej niż myślę, odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale i za każdego członka drużyny. 

Fot. Reebok
Jako, że była to pierwsza edycja można było się liczyć z tym, że będą niedociągnięcia. Osobiście byłam lekko rozczarowana poziomem trudności. Bałam się, że będzie mi superciężko i nie dotrwam do finishu, a nie miałam z tym żadnego problemu. Psychicznie przygotowałam się na niezłą zaprawę. Liczyłam się z tym, że mogę nie ukończyć, poddam się, bo mnie to przerośnie pod względem wytrzymałości nie tyle fizycznej co psychicznej. Może po prostu za dużo się naoglądałam i naczytałam książek o SEAL's i miałam ciut inne wyobrażenie jak ten HH powinien wyglądać. Brakowało mi presji ze strony Drilmasterów, którzy [myślałam] będą wzbudzać spory respekt i dystans oraz dynamiki [umówmy się - sporo czasu było by odsapnąć]. Koniec końców wyszedł z tego niezły trening z mnóstwem burpees i dobra zabawa. Mam cichą nadzieję, że z edycji na edycję będzie coraz lepiej [czyt. trudniej].

Szczęśliwa papa

Fot. Reebok

Ściskam i zgniatam.
Skrzynia Biegów.

czwartek, 14 lipca 2016

KOSICE CITY SPRINT | Czasem słońce, czasem deszcz... | SLOVAKIA 2016

W tym roku SPARTAN RACE CENTRAL EUROPE przygotowali dla uczestników dwa specjalne wyścigi: PRAGA – KOSZYCE (Praha – Košice). Na tą okazję został stworzony unikatowy medal (tym razem byłam - jestem! - pod wrażeniem w porównaniu z zimowymi medalami, które niczym się nie różniły od regularnych). Każda osoba, która ukończyła wyścig w Pradze lub Koszycach otrzymała klasyczny medal, czerwony kawałek Trifecty, a także ½ specjalnego medalu. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym mieć niepełny medal, który już nigdy ponownie nie zostanie wykonany ani możliwy do zdobycia, zatem - w drogę moi mili! 

Robi wrażenie, co? A tylko powiedzcie, że Wam się nie podoba... ;)

Z DESZCZU POD... LAMPĘ!

Podobno każde warunki atmosferyczne są dobre do biegania. Dla mnie jednak nie ma nic gorszego niż brykanie w upał - istny dramat! Na sobotę zapowiadała się pogoda "barowa", co też nie było najlepszą opcją ze względu, że przeszkody (np. równoważnia, małpi gaj) + deszcz = dodatkowe utrudnienie. Czasem nie mamy wpływu na niektóre rzeczy, nie ma więc co się mazać tylko robić swoje. Przecież lepszy rześki deszczyk niż trzydziestokilkustopniowy upał. Od samego rana Koszyce mokły, kałuże rosły i nic nie wskazywało, że cokolwiek się zmieni. Z cukru nie jestem - będzie OK. Po odebraniu pakietów startowych ku mojej uciesze (głupia ja!) zaczęło się przejaśniać. Deszczowe chmury się rozpłynęły, promienie zaczęły zalewać miasto, a temperatura rosła wprost proporcjonalnie do wysokości słońca na niebie.  Już koło godziny 9:00 było naprawdę ciepło, a do mojego startu jeszcze ponad godzina.


GALOPEM PO STARÓWCE

Wyścig wyścigowi nie równy. Zawsze jest to inna przygoda, miejsce, trasa i poziom trudności. Tym razem Spartan Race przyjął formę biegu ulicznego nadzianego przeszkodami. Poszły konie po betonie - dosłownie! Było płasko, twardo, czysto, sucho i... GORĄCO! Trasa wiodła po Starówce i pobliskimi uliczkami. Nagrzane mury, asfalt i chodniki ochoczo dzieliły się z uczestnikami swoim ciepłem. Gdzieś pod koniec trasy można było schłodzić się w kontenerze z wodą - oh jak przyjemnie tam było. A jak już przy przeszkodach jesteśmy to zdecydowanie pod małpim gajem "A" i multiringiem powinny leżeć jakieś snopy siana - dla bezpieczeństwa. Sama byłam świadkiem jak jeden uczestnik gruchnął, aż zagrało głową o beton.
Szczerze powiedziawszy nie tego się spodziewałam i byłam zaskoczona. Warto zbierać nowe doświadczenia i należy być przygotowanym na niespodziewane. Był to pierwszy i ostatni w moim wykonaniu stricte "miejski" Sprint. Uważam, że Spartan Race poza góry nie powinien wychodzić. Jak Spartan to ma być przełaj, ma być błoto, mają być naturalne przeszkody, ma pachnieć lasem i mają być góry. Koniec kropka.

Galopem po Starówce! Bo ja to co najwyżej kłusem... ;)


fot. Czerwiśnia

MIEJSKA DŻUNGLA vs. ANUSIA

Kto mnie choć trochę zna wie, że przed każdym startem towarzyszy mi stres. Nieważny dystans, nieważne miejsce - czy to bieg uliczny na 5km czy zimowy górski półmaraton z przeszkodami. Zawsze na początku mam ścisk w żołądku a w głowie kosmos! Myśli kłębią się jak szalone i podpowiadają głupie rzeczy. Zazwyczaj udaje mi się wygrać z nimi walkę, pokazać im środkowy palec i przepędzić szybciej niż się pojawiły. NIE. TYM. RAZEM. Mało tego! Jakże triumfowały nade mną gdy ja - zwinna małpka - już na samym początku trzaskałam karne burpees za niepokonanie małpiego gaju... Nie będę ukrywać, że mocno mnie to podłamało. Motywacja spadła totalnie, nie chciałam już dalej kontynuować biegu. Zaczęłam się zastanawiać, co poszło nie tak zamiast spuścić to w kiblu i dalej walczyć. Jak nie masz siły przebierać nogami to biegniesz głową. A co jeśli jesteś w odwrotnej sytuacji? Dobrze, że podczas tego biegu z odsieczą przybyła Husaria - dzięki Artur! Potrzebowałam mocno wsparcia, nie tyle na przeszkodach co mentalnie. Mimo dyskomfortu z powodu pogody, mimo odzywającego się Achillesa (damn! wiem, gdzie jesteś - nie musisz mi o sobie dawać znać, a już na pewno nie podczas wyścigu!) i motywacji na poziomie -100 ukończyłam. I byłam 331 kobitką na 984 z czasem 1:12'39" + 150 burpees na koncie. Koniec końców chyba nie było aż tak źle. 
Jedno jest pewne - WIARA TO PODSTAWA! Tym razem o tym nie zapomnę i w Krynicy będę walczyć jak prawdziwa lwica!

Ściskam i zgniatam,
SKRZYNIA BIEGÓW.

PS. Dostałam pochwałę, że ładnie biegam. Viśnia - wiesz, że to Twoja zasługa!
PS2. Wszystkie parówy co oszukują na burpees - jesteście z siebie zadowoleni?! Wstydźcie się jak to czytacie, a policzki niech płoną!

Spartan Race Sprint Praha-Kosice DONE!

O! A wkoło takiej Katedry biegaliśmy - byliście kiedyś?