Odkąd skończyłam Insanity strasznie się rozleniwiłam. Zrobiłam sobie
tydzień przerwy, później z doskoku ćwiczyłam, nie ćwiczyłam. Miałam od
czerwca ułożyć konkretny plan, ale na planowaniu się skończyło. Czasem
pobiegałam, czasem rolki, czasem jakieś ćwiczenia i tak zleciało. W
lipcu zaczęłam skakać na skakance (3x w tygodniu miało być minimum i na
minimum się skończyło). Do tego sporadycznie rolki, rower, bieganie.
Zaczęłam się źle czuć, nie miałam powera. Coś brakowało.
W ubiegły piątek (a podobno zły początek) mówię sobie, co mi tam - zrobię turbo. Zrobiłam, bez zadyszki, co prawda zlana potem ale z uśmiechem na twarzy skończyłam. Wieczorem jeszcze pobiegałam 20 minut. Na drugi dzień czułam, że żyję. Tak tak! Zakwasy :) To na dokładkę w sobotę też się poTURBOwałam :) W niedzielę miałam day-off. Tego mi było trzeba. Naprawdę!
Pogoda troszkę się popsuła - DAJCIE MI SŁOŃCE ZNÓW!
W ubiegły piątek (a podobno zły początek) mówię sobie, co mi tam - zrobię turbo. Zrobiłam, bez zadyszki, co prawda zlana potem ale z uśmiechem na twarzy skończyłam. Wieczorem jeszcze pobiegałam 20 minut. Na drugi dzień czułam, że żyję. Tak tak! Zakwasy :) To na dokładkę w sobotę też się poTURBOwałam :) W niedzielę miałam day-off. Tego mi było trzeba. Naprawdę!
Pogoda troszkę się popsuła - DAJCIE MI SŁOŃCE ZNÓW!