czwartek, 4 maja 2017

SPARTAN RACE SPRINT | KRAKÓW 2017

Dawno mnie tu nie było, choć pewnie nikt nie zauważył mojej nieobecności. Nie chciałam Was zanudzać i pisać o tym jak mi źle i jak bardzo się wkurwiam, bo mi się noga popsuła i poza spacerem o kulach na trasie pokój-kuchnia-łazienka w moim dzienniczku treningowym niczego więcej nie było.


SKRZYNKA, CO U CIEBIE?

Kto czasem zagląda na Insta i stronkę na Facebooku ten wie, że na Ultra we wrześniu skręciłam nogę (kto chce poznać historię zapraszam o tu - klik). Trochę się przez to obraziłam na to całe bieganie, wyłam w łóżku i żarłam czekoladę. Ii lody. I popkorn. I lody z popkornem też - na zmianę. Nie wróżyło to nic dobrego... A że lekarz zabronił biegać w najbliższym czasie (z szyną gipsową do kolana byłoby ciężko he he) i na rower też krzywo patrzył, to nie pozostało nic innego jak kupić okularki i wziąć się w końcu za pływanie, które zawsze było moją piętą Achillesa. Z pomocą supertrener - Ola biję pokłony - przestałam wypijać połowę wody z basenu, biorę oddech na trzy i czuję się już PRAWIE jak Michael Phelps. Prawie, bo jeszcze głowę zadzieram wysoko jak oddech biorę, że prawie plączę się w linkę przedwczesnego startu, bo ręce nie tak chodzą, i rotacja słaba i pociągnięcie, i chwytu wody nie ma, i to, i tamto... ale wiecie, wierzę, że kiedyś wyjdzie (oby nie bokiem :D).

 
Razem raźniej!


Jak już biegać pozwolono to przez tę czekoladę (oczywiście, że to jej wina!) ledwo się toczyłam, choć wydawało mi się, że jestem demonem prędkości i pruję pewnie 3'/km to prawda była okrutna! Aż się bałam iść na bieżnię by sprawdzić jak tam moje życióweczki na 200 i 800m... 


B JAK BIEGANIE, B JAK BEZA

Tak czy siak dupę trzeba było ruszyć. Na pierwszy ogień poszedł zimowy Sprint na Morawach. Spacer w obłokach, zamarznięte warkocze mocy i śniegu po pachy - to tak w skrócie telegraficznym (klik). Wiadomo, że każda pogoda jest dobra do biegania. Najbardziej mi odpowiada, kiedy jest lekki mrozik, śnieg skrzy się w słońcu i rozpada pod stopami niczym krucha beza... Blacha Pleasure Factory - rozmarzyłam się! Ale, ale! Gdy już przy kwestii bezy jesteśmy to MKON będzie miał szanse popisać się i osłodzić Wasze podniebienia na IM siedemdziesiąt kropka trzy w Gdyni. A dlaczego? Bo przegrał zakład!


PIĄTEK, PIĄTECZEK, PIĄTUNIO 

Słodkości-słodkościami, a ja wcale nie o tym chciałam opowiedzieć. Ja tu na imprezie byłam, słuchajcie, i to nie byle jakiej - początek spartańskiego sezonu w Polsce nie mógł odbyć się beze mnie! A tak się doczekać nie mogłam, że już w piątek przyjechałam. Niezbyt miło mnie Kraków przywitał, bo miasto stało w smugach dżdżu. DESZCZ + BŁONIA = BŁOTO. Dużo błota. A jak tamtędy przeleci blisko trzy tysiące par kopyt podkutych w agresywny bieżnik to trawa dłużej będzie odrastać niż po ŚDM. Serio.Tak sobie myślałam jak byłam zajrzeć na dzień przed biegiem na "pole bitwy".
Przebierałam nóżkami w żółtych kaloszach z myślą o sobotnim starcie. Nawet mi przeszło przez myśl by w nich startować... Wiedziałam też, że bieg będzie "śliski" i trzeba będzie uważać. I na trasie, i na przeszkodach.


DZIEŃ WYŚCIGU

Nie będę raportować co się działo po kolei. Najważniejsze, że zaplotłam warkocze mocy, które dają +100 do szybkości i stylu. Tremy nie było. W tym przedstawieniu występowałam już kilkukrotnie, więc wiedziałam, że będzie szybko i płasko. Na tę myśl przywołałam z pamięci warszawski wyścig z 2015. Ten sam dystans, podobny teren. Finalnie nawet czas miałam podobny, tyle tylko, że tym razem równoważnię pokonałam z palcem w nosie. Oczywiście - punkt obowiązkowy - nie obyło się bez burpeesowania (no burpees - no hardcore!) - zrobiłam 3x30, co jak na tak krótkiej trasie to przynajmniej o 90 za dużo, bo i czas ucieka, i człowiek się niepotrzebnie męczy. Od mniej więcej połowy trasy, czyli po 60. burpeesach zaczęły odzywać się łydki, które mi mocno spięło. Chyba będę musiała włączyć do treningów wyzwania z burpeesami. W zeszłym roku zdało to egzamin i było pomocne na trasie.
Organizacyjnie wszystko na swoim miejscu. Trasa dobrze oznaczona, tylko jakoś tak smutno było w porównaniu np. z klimatem, który panuje podczas weekendu w Krynicy. 
Było kilka nowych przeszkód, ale mało wymagających, no chyba, że ktoś boi się wysokości. 
Spartan Race zawsze zaskakuje mnie medalami. W tym roku naprawdę robią wrażenie, rzućcie okiem. 


SPARTAN CZIKA

Piękny, prawda? A na drugim planie widać kalosze :D

Od lewej: 2014, 2015, 2016 i 2017

Wysoka ta drabinka była! I śliska.


Dobrze było zrobić ten Sprincik. Był to już mój 7my start na tym dystansie. Wiem co leży i nad czym muszę popracować oprócz szybkości, oczywiście. Najważniejsze, że ciągle sprawia mi to radość! Miło było spotkać Was wszystkich i zamienić choć kilka słów. Do zobaczenia na kolejnych wyścigach, bo sezon dopiero się zaczyna, a zapowiada się kozacko!

And the winner is... (przewijaj dalej)

...niespodzianka! Tak, znowu ON.


Ściskam i zgniatam,
Skrzynka.

1 komentarz: